wtorek, 30 października 2012

13. I had to let you go to find a way back home

Postanowili zamieszkać razem. Decyzja ta nie zdziwiła nikogo. Oni byli zadowoleni, bo krążenie między dwoma mieszkaniami było męczące. Musieli jednak zrobić jeszcze jedną rzecz - musieli przygotować miejsce dla kobiety.

Patrzyła jak on z bólem w oczach bierze do ręki kolejne bluzki, które należały do niej. Nie wiedział co z nimi zrobić. Jej już nie było, ale on nie potrafił pozbyć się rzeczy, które tak lubiła. To kobieta zdecydowała. Poprosiła o duże worki i spakowała wszystko, składając uprzednio odzież w równą kostkę. Spakowała wszystkie buty, biżuterię, torebki i inne dodatki. Spakowała to, co po niej pozostało, następnie wspólnie wynieśli worki na strych. Może kiedyś znajdą dla nich lepsze miejsce...

Kiedy zmęczeni pracą usiedli, by odpocząć w cieple kominka, jego wzrok padł na fotografię stojącą naprzeciwko. Wziął ją do ręki i popatrzył bezradnie wokół. Kobieta zabrała zdjęcie z jego rąk i odstawiła na dawne miejsce. 
- Wiem, że ona zawsze będzie dla ciebie ważna. Chcę być w twoim życiu, ale nie oczekuję, że ją z niego wyrzucisz. Od początku wiedziałam, że ją kochasz i że zawsze będziesz ją kochał. Nie okłamałeś mnie.

Dlaczego oświadczył się tej kobiecie już podczas jednej z pierwszych wspólnych nocy? Może zwyczajnie tego chciał. Może chciał poczuć, że w końcu ma coś trwałego. A może nie chciał popełnić tego samego błędu po raz drugi. Nie chciał kiedyś znów dowiedzieć się, że był nikim w życiu kobiety, którą kochał... Tylko on zna odpowiedź.

Jaki był ślub? Jak to ślub... Pełen życzeń, szczęścia i radości. Pełen gości. Wśród gości były jej przyjaciółka i matka. One również złożyły nowożeńcom szczere życzenia. Ona też tam była. Podeszła do niego, próbowała musnąć ustami jego policzek i szepnęła to, co kiedyś. "Bądź szczęśliwy". Czy on usłyszał? Być może, bo spojrzał tam, gdzie ona stała i dotknął swojego policzka dłonią. A może tylko tak mi się wydawało...

Co było później? Żyli spokojnie. Objęci pili poranną kawę. Budzili syna. Jedli śniadanie. Kobieta jadąc do pracy odwoziła syna do szkoły. Jedli razem obiad. Śmiali się opisując, jak minęło im tych kilka samotnych godzin. Chodzili we trójkę na spacery z psem. Razem bawili się w ogrodzie. Czasem szli na cmentarz opowiedzieć jej o swoim szczęściu. Czasem odwiedzali ich przyjaciele. Czasem przychodziła jej matka. Wieczorami, gdy syn już spał, kochali się do utraty tchu. Zwykła sielanka przetykana od czasu do czasu kłótniami o coś tak nieistotnego, jak o to, kto ma iść z psem na spacer.

Czy byli szczęśliwi? Oczywiście. Przecież odnaleźli siebie. Kochali i byli kochani.

A ona? Oddaliła się powoli w stronę nieba uśmiechając się leciutko. Była spokojna. Jej rodzina znów była szczęśliwa. Jej piekło odeszło w zapomnienie, a ona na zawsze zostanie w ich sercach.

 Koniec

Dziękuję Wam za obecność i miłe słowa. Mam jeszcze jedną prośbę - proszę, by czytający w ukryciu pozostawili po sobie choć mały ślad. Możecie to dla mnie zrobić?
Zobaczymy się, jak zwykle w piątek, na kilka-spotkań. Zapraszam także na Grzesiową nowość oraz na świeżutkiego Matteo. Co kto lubi ;) Czekają tam już na Was wprowadzenia.
Do zobaczenia gdzieś, kiedyś.

niedziela, 28 października 2012

12. I had to let you go to the setting sun

Tamtego dnia jedli obiad we trójkę. On, jego syn i kobieta, którą pokochał. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pytanie zadane przez syna jedzącego buraczki:
- Czy mogę mówić do ciebie "mamo"?
On zamarł z nabitym na widelec kawałkiem mięsa zawieszonym w połowie drogi do ust. Syn wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem. Zapadła głucha cisza, którą przerwała ona mówiąc z delikatnym uśmiechem i ściskając lekko dłoń dziecka:
- Kochanie, bardzo bym chciała, żebyś tak do mnie mówił, ale musisz pamiętać, że nie jestem twoją mamą. Twoja mama nie żyje, a ja nie chcę i nie mogę zająć jej miejsca. Chciałabym być dla ciebie najlepszą przyjaciółką. Chciałabym, żebyś zwracał się do mnie z każdym swoim problemem i radością. Chciałabym być dla ciebie kimś podobnym do mamy. Jeśli twój tata się zgodzi, możesz tak do mnie mówić.
Tata uśmiechnął się do syna i powiedział, że skoro ona nie ma nic przeciwko, to on nie może protestować.

Później, gdy sprzątali po obiedzie, a syn bawił się w swoim pokoju, on podszedł do niej i ją przytulił. Nigdy wcześniej tego nie robił. Kobieta początkowo zamarła, jednak po chwili wtuliła się w niego rozkoszując się nieoczekiwaną przyjemnością. 
- Dziękuję - powiedział głaszcząc lekko jej włosy.
Kobieta wtuliła się mocniej odurzona jego zapachem. 
- Za co? - wyszeptała mu w obojczyk.
- Za to, że kiedyś poszłaś ze mną na kawę. Za to, że jesteś z nami. Za to, że pozwoliłaś nam uwierzyć, że jutro będzie piękniejsze niż wczoraj.
Odsunął się i podniósł delikatnie jej podbródek. Patrząc jej w oczy zbliżał się powoli, by w końcu musnąć lekko jej usta. Nie protestowała, nie odsunęła się, więc ponowił pocałunek. Tym razem kobieta objęła rękoma jego szyję i oddała pieszczotę. Już nie był delikatny. Wplótł palce w jej włosy i przyciągnął ją jeszcze bliżej, wpijając się zachłannie w usta. 
- Kocham cię - wysapał, gdy w końcu się od siebie oderwali.
Kobieta odpowiedziała najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział oraz słowami:
- Ja ciebie też kocham.
Byli szczęśliwi. Usiedli razem objęci i milczeli. Tak po prostu.

Ona także się uśmiechała. Cieszyła się, bo wiedziała, że ta kobieta nie będzie chciała, by on zapomniał. Że stworzyła dla siebie nowe miejsce w ich życiu. Nie rywalizowała z przeszłością, pozwoliła jej trwać gdzieś głęboko w ich sercach. Obie przecież wiedziały, że nie stanowią dla siebie zagrożenia i mają jeden wspólny cel - szczęście ukochanych mężczyzn. Tego dnia polubiła tą kobietę. Zaczęła nawet myśleć, że może to już nie jest piekło.


Czy Wy też macie wrażenie, że publikujecie dla duchów? Wejść ogrom, komentarzy kilka. Nie oczekuję chwalenia, nie o to chodzi. Po prostu lubię wiedzieć, że "ktoś" czyta. Trochę to zniechęcające. 
Aha, to jeszcze nie jest koniec ;)

piątek, 26 października 2012

11. when I wake, tell me what I do

Pewnego zimowego dnia kobieta zachorowała. Nie, to nie była poważna choroba, ot zwykła grypa. On dowiedział się o tym, gdy zadzwonił, by jak każdego poranka wypić wspólną kawę zanim obudzi syna. Wychrypiała mu do słuchawki, że źle się czuje i nie przyjdzie na obiad, jak się umawiali. Zasmuciło go to. Obudził syna, zawiózł go do szkoły, pojechał na trening. Jak zwykle. Tylko, że bardzo często myślał o tym, że ta kobieta leży chora i nie ma kogo poprosić o szklankę wody. Czy ma w domu leki? Czy wie, że najlepiej wypić herbatę z lipy i położyć się do łózka? Myślał też, oczywiście, o tym, że jego syn pisze tego dnia swoje pierwsze dyktando, ale to nie dlatego psuł wszystkie zagrywki. Gdy uświadomił sobie, że kobieta ta stała mu się bliska bardziej, niż przypuszczał, stanął i upuścił piłkę, którą niósł, by kolejny raz wybić ją poza pole przeciwnika. Pewnie stałby tak długo zastanawiając się, co właściwie czuje, gdyby trener nie kazał mu iść do szatni. Trener miał rację mówiąc, że tego dnia pożytku z niego nie będzie. 

Pojechał do kobiety. Wcześniej odwiedził aptekę, odebrał syna ze szkoły, spakował go i odwiózł do babci prosząc o opiekę przez kilka dni i pomoc w odrobieniu zadań domowych. Musiał do niej pojechać. Musiał odwdzięczyć się jej za troskę, jaką od dawna otaczała jego rodzinę. Tak to sobie tłumaczył. Nie wiem jak tłumaczył sobie to, że po drodze wszedł do księgarni, by kupić najnowszy kryminał. Taki, którego na pewno jeszcze nie czytała. Być może miał takie samo wyjaśnienie, jak dla pożyczonych od kolegi filmów, które specjalnie dla niej wiózł na przednim fotelu. Może myślał, że to tylko po to, by umilić jej chorobę. Żeby się uśmiechnęła. I uśmiechnęła się. Uśmiechała się od kiedy zobaczyła go w swoich drzwiach. Uśmiechała się, gdy kazał jej wypić swoją cudowną herbatkę. Uśmiechała się, gdy szczelnie owinął ją kołdrą. Na chwilę jej uśmiech zniknął, gdy uświadomiła sobie jak wygląda, lecz zaraz powrócił, bo on chwycił jej dłoń. Był tu dla niej. Troszczył się. Zależało mu.

Ona patrzyła na to ze smutkiem. A więc stało się... Straciła go. Odeszła stamtąd, więc nie widziała, że on zasnął w fotelu trzymając wciąż dłoń kobiety i spał tak dobrze, jak nie spał od wielu miesięcy.

Następnego dnia pojechał na cmentarz. Nie bywał tu już codziennie, ale przy grobie wciąż stały piękne żółte róże z poprzedniej wizyty. Tego dnia nie przyniósł kwiatów. Tego dnia chciał porozmawiać. Musiał powiedzieć jej, że o niej nie zapomniał i nigdy o niej nie zapomni. Musiał powiedzieć, że nie chce jej zastąpić. Musiał jej powiedzieć, że chce zacząć nowe życie. Ponieważ się zakochał. Ponieważ chce choć sprawdzić, czy może jeszcze być szczęśliwy. A czuł, że może. Z tamtą kobietą. I jej uśmiechem. Stał długo, mimo dokuczliwego zimna i padającego śniegu. Być może usłyszał, jak ona szepnęła "bądź szczęśliwy". Być może wyczytał odpowiedź w płatkach opadających na marmurową płytę. Nie wiem, ale odszedł z lekkim uśmiechem na ustach. Ona została. Została i modliła się po raz pierwszy od swojej śmierci. Modliła się o jego szczęście. O to, by ta kobieta stworzyła prawdziwy dom dla jej mężczyzn. By była z nimi już zawsze. By nigdy nic ich nie rozdzieliło.

On wrócił do tej kobiety i został z nią przez kilka dni, aż poczuła się dobrze, a jej uśmiech zyskał nowy blask. Blask nadziei.



Zapraszam na trzecie spotkanie.
Proszę Was także o odpowiedź na jedno łatwe pytanie tu. Tak, to adres Grzesia, na razie jednak Grześ grzecznie się wyprowadził. Albo niegrzecznie. W każdym razie obiecał, że wróci za kilka dni. 
Co do powyższego - lubię tą część. Po prostu.
:*

środa, 24 października 2012

10. when I dream, I dream of you


Czas mijał nieubłaganie. Pory roku zmieniły się po raz kolejny.

On nie potrafił już wyobrazić sobie życia bez tej kobiety, choć jeszcze o tym nie wiedział. Na razie dzwonił do niej każdego ranka, by zapytać jak spała i wspólnie wypić kawę. Wypatrywał blond głowy na meczach. Jedzone w jej towarzystwie obiady smakowały mu bardziej niż inne. Jego syn też ją lubił. Lubił ją, bo kiedyś bawiła się z nim w Indian, a teraz dostrzegła jako pierwsza, że jest już za duży na tapetę w misie. Świetnie się bawili malując wspólnie nowy, dorosły pokój dla chłopca. Lubił ją, bo dała mu na szóste urodziny wymarzony prezent, prawdziwego pieska. Lubił ją, bo przytuliła go mocno, gdy powiedział, że już nie pamięta mamy. Lubił ją, bo później znalazła album ze zdjęciami i nakłoniła tatę do wspomnień. Pomogła mu na nowo poznać mamę. I razem poszli do sklepu kupić elegancki strój na rozpoczęcie jego pierwszego roku szkolnego.

Spotykali się niemal codziennie. Wprowadziła trochę życia do jego pustego domu kupując kolorowe obrusy i kilka roślin. Wprowadziła światło do jego życia swoim uśmiechem i radością. Czy go kochała? Tak, choć najpierw pokochała jego syna. Małego, smutnego chłopca. Chciała za wszelką cenę wypędzić smutek z jego brązowych oczu. Tatę pokochała później, choć wiedziała, że to miłość beznadziejna. Widziała przecież z jaką tęsknotą patrzy na jej zdjęcie wciąż stojące na kominku. Wiedziała, że jej rzeczy nadal leżą w szafie. Wiedziała, że on regularnie ściera kurz z biżuterii i flakoników perfum stojących w nieładzie na toaletce, tak, jak je zostawiła tamtego dnia. Wiedziała, że taka miłość zdarza się tylko raz w życiu. Miała jednak nadzieję na inną miłość. Dojrzałą i stateczną. Być może trochę z rozsądku. Nie ważne jaką. Byle tylko pokochał...

Jej przyjaciółka polubiła tą kobietę. Cieszyła się, kiedy spotykała ją w ich domu, bo oni byli wówczas radośni. Widziała, że troszczy się o nich. Widziała, jak mimo protestów wiązała dokładnie szalik na szyi chłopca, gdy szli razem na sanki. Widziała, jak rzuca ukradkowe spojrzenia w jego stronę. Widziała, jak ściska kciuki do białości dopingując go na meczach. Dostrzegła, że ta kobieta kocha ich obu. Tamtego dnia przytuliła ją i szepnęła, żeby była cierpliwa. Że musi dać im czas. Że jest po jej stronie. Tuliła i pozwoliła, by łzy same wyschły na twarzy kobiety.

Jej matka też polubiła tą kobietę. Za to, że wychodziła z pokoju pozwalając pobyć babci z wnukiem. Za to, że się nie narzucała. Za to, że nie usuwała z jego domu pamiątek po jej córce. Za to, że zabierała na cmentarz jej wnuka, kiedy tylko chciał porozmawiać z mamą. Rozumiała, choć on jeszcze tego nie dostrzegał, że kiedyś w tym domu zamieszka nowa kobieta. Cieszyła się, że będzie to ta kobieta.

A ona? Ona była rozdarta. Nienawidziła tej kobiety za to, że on rzadziej odwiedzał ją na cmentarzu, a jak już przyszedł, to opowiadał o niej. Była też wdzięczna tej kobiecie, bo dzięki niej jej mężczyźni częściej się uśmiechali. Dzięki niej ona cierpiała trochę mniej.

poniedziałek, 22 października 2012

9. and I guess that now I'll just be moving on, to someone

Pewnego dnia, gdy poszedł z synem na plac zabaw uśmiechnęła się do niego pewna kobieta. Tak po prostu uśmiechnęła. Nie podeszła, nie chciała autografu, nie pytała o ostatni mecz, nie chciała zdjęcia... Tylko się uśmiechnęła. I odeszła. Nie zauważył nawet czy była sama, nie widział jak była ubrana, nie poznałby jej na ulicy. Zobaczył tylko ten uśmiech. Uśmiech tak inny niż jego ukochanej, a zarazem w jakiś sposób tak bliski jego sercu. 

Wielokrotnie w kolejnych dniach odwiedzali ten plac zabaw, lecz nieznajomej na nim nie było. Albo się nie uśmiechała... 

Ten uśmiech nie dawał mu spokoju przez kolejne tygodnie.

Zobaczył ją ponownie po jakimś meczu. Tym razem podeszła po autograf uśmiechając się w ten swój sposób. Nie zastanawiał się długo tylko zaprosił ją na kawę. Zarumieniła się speszona i chciała odejść, lecz chwycił ją za rękę.
- Proszę - powiedział wpatrując się w jej oczy.
Nie wiedział dlaczego to robi. Wiedział tylko, że musi się dowiedzieć co kryje się za tym uśmiechem.
Kiwnęła głową wymieniając nieśmiałym głosem nazwę kawiarni i godzinę. 

Spotkali się następnego dnia i nie mogli się rozstać. Okazało się, że mają mnóstwo wspólnych tematów. Że lubią tą samą muzykę. Śmieją się z tych samych żartów. Opowiedzieli wszystko o sobie. On powiedział nawet o swojej tragedii. Zwierzył się, że nadal nie potrafi spać samotnie, że boi się, że jego syn potrzebuje czegoś, czego on nie może mu dać. Nie wiedział dlaczego mówi to wszystko, ale czuł ulgę wyrzucając z siebie nagromadzone emocje. Kobieta tylko uśmiechała się ciepło i kiwała głową. Kiedy głos mu się załamał chwyciła jego dłoń i pomasowała ją lekko kciukiem. Tak po prostu. On poczuł wówczas, że wstępują w niego nowe siły. Ten drobny gest dał mu energię, by przeżyć kolejne godziny. By wrócić z synem do martwego domu i próbować ożywić go zapachem obiadu i dziecięcym śmiechem.

Dlaczego ta kobieta miała na niego taki wpływ? Dlaczego zwierzył się jej z najgłębiej skrywanych sekretów, choć znał ją tylko kilka godzin? Nie wiem. Przecież była zupełnie inna niż ona... Nie była brunetką. Nie miała brązowych oczu. Miała nieco zbyt okrągłe biodra. Malowała paznokcie na różowo. Nie lubiła komedii romantycznych. Mówiła, że niemal pedantycznie dba o czystość. Była zupełnie inna. Może właśnie dlatego... Może dlatego, że nie przypominała mu jej ani odrobinę. I miała ten uśmiech...

A ona? Ona się bała. Bała się tej kobiety. Bała się, że zajmie jej miejsce.

sobota, 20 października 2012

8. I'll never forsake your heart

Jej przyjaciółka praktycznie zamieszkała z jej rodziną. Dbała o nich. Robiła wszystko, co w jej mocy, by cierpieli trochę mniej. Organizowała im czas, troszczyła się o dom... Teraz to ona chodziła z dzieckiem na mecze ojca. Tak, on wrócił do treningów. Potrzebował zajęcia, potrzebował tych kilku godzin dziennie, aby nie myśleć o niej. Żeby nie zwariować. Musiał na nowo odnaleźć sens w swoim życiu, a sensem tym był syn. Musiał być silny dla niego. Musiał, choć tak bardzo za nią tęsknił. Jego życie prawdopodobnie straciłoby cały smak, gdyby nie ta cząstka niej tkwiąca w małym chłopcu. To dla niego wstawał każdego ranka i dla niego brał każdy kolejny oddech.

Codziennie odwiedzał ją na cmentarzu. Zwykle przychodził sam, czasem zabierał ze sobą chłopca. Opowiadał jak wygląda życie bez niej. Opowiadał, że sukcesy nie cieszą tak, jak kiedyś. Mówił, że nie potrafi spać spokojnie nie czując obok jej ciepła. Że kawa, której nie zrobiła ona po prostu mu nie smakuje. Że podziwia ją, bo potrafiła dbać o wszystkich wokół i jeszcze prowadzić dom, a on nie wie nawet gdzie kupić ulubione płatki ich syna... Mówił jak bardzo za nią tęskni i jak żałuje, że nie pojechał wówczas z nią... A ona? Ona słuchała. Cierpiała, bo on cierpiał. A ona nie mogła nic zrobić...

Mijał czas, a jak wiadomo, czas najlepiej leczy rany.

Zaczynali uśmiechać się na swój stary, znany jej tak dobrze sposób. Zaczynali akceptować jej nieobecność. Zaczynali planować przyszłość. Przeszłość bez niej. Jej synek znów chodził do przedszkola i wieczorem opowiadał tacie o nowej pani i o tym, co wymyślili koledzy. On znów narzekał, że zabawki leżą wszędzie a rano nadepnął na jakiś samochodzik. Jej przyjaciółka nie była im już potrzebna tak często jak wcześniej. Któregoś dnia szepnęła mu nawet, że już nadszedł ten czas. Że powinien zacząć znów żyć. Próbować ułożyć sobie życie. Bez niej. On się oburzył. Ona się przeraziła. Jak to? Miała oglądać go z inną kobietą? Patrzeć jak obejmuje ją wieczorem tak, jak obejmował zwykle ją? Widzieć miłość w jego oczach, ale miłość skierowaną do kogoś innego? Ktoś miałby zostać matką dla ich syna? Nie, to niemożliwe... Nawet piekło nie może być tak okrutne...

Któregoś dnia do jego drzwi zapukała jej matka. Przyszła prosić o pomoc. Bank żądał od niej spłacenia kredytu zaciągniętego rzekomo przez córkę. Tego samego, przez który poszła wówczas do banku... To zbyt duże obciążenie dla emerytki. Postanowiła szukać pomocy u jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Musiało ją to dużo kosztować - pokazać swoją słabość i poniżyć się przed nim po tym, co próbowała mu zrobić. On zdziwił się widząc niedoszłą teściową, ale wpuścił ją do domu. Przecież to matka jego ukochanej, nie mógł po prostu zamknąć przed nią drzwi... Wysłuchał, co kobieta miała do powiedzenia i obiecał pomóc. Od razu zadzwonił do prawnika i umówił wizytę, powiedział nawet, że zapłaci za wszystko. Jej matka patrzyła na niego ze łzami w oczach. Nie zasłużyła na to i dobrze o tym wiedziała. Nie utrzymała łez, gdy usłyszała, co powiedział później:
 - Nie odbieraj mojemu synowi babci. Wystarczy, że matkę stracił... On potrzebuje kobiecej ręki. Odwiedzaj nas kiedy tylko zechcesz.

Ona była szczęśliwa. To właśnie kochała w nim najbardziej. To, że dostrzegał potrzeby innych i potrafił zrezygnować z dumy i uprzedzeń dla dobra najbliższych. Nie zmienił się...

Dla jej matki była to jednak nowość. Zaczynała rozumieć, że jej córka była naprawdę szczęśliwa z mężczyzną, który stał teraz naprzeciwko. Podeszła do niego i pogładziła po policzku matczynym gestem mówiąc tylko:
- Dziękuję. I przepraszam za wszystko. Cieszę się, że to ciebie kochała moja córka. Zasługiwałeś na nią.

Odeszła, jednak od tego dnia bywała często w ich domu. Przynosiła ze sobą zapach domowych ciasteczek, bajkowe opowieści i babciną czułość, której nawet najlepsza przyjaciółka nie potrafiłaby im zapewnić.



Powoli wychodzimy z gęstego mroku.
Wczoraj pojawiło się spotkanie drugie na kilka-spotkań - zapraszam.
Grzesiu mnie nie lubi :( Nie możemy się dogadać... Dobrze, że  Zbyszek współpracował i pozwolił mi skończyć spotkania, więc mogę skupić się opornym Grzegorzu ;)

czwartek, 18 października 2012

7. I've never betrayed your faith

Rozprawa odbyła się szybko. Nie wiem, czy przyczyną był wiek ich syna, czy raczej nazwisko ojca i zainteresowanie, jakie sytuacja ta wzbudziła w mediach. To nie było ważne. On uśmiechał się, ponieważ trzymał w dłoni dowód na to, że jest ojcem dziecka, dla którego wszyscy tu dziś przyszli. A przyszło wiele osób. Na jego prośbę. Sąsiedzi, przyjaciele, znajomi, koleżanki z jej pracy. Świadkowie. Ich zadanie było wspólne, mieli opowiedzieć jak żyli przed tym tragicznym dniem. Mieli zaświadczyć, że byli rodziną.

Prawnik uprzedzał go, że może nie być łatwo. Co prawda był ojcem, miał dobry kontakt z synem, mógł zapewnić mu stabilną sytuację finansową, ale... był sam. Często wyjeżdżał... Sądy nie lubią oddawać dzieci ojcom, szczególnie ojcom samotnym, których praca zmusza do wyjazdów. Po drugiej stronie stała babcia. Emerytka, która mogła w całości poświęcić się wnukowi. Sytuacja byłaby łatwiejsza, gdyby dziecko nosiło jego nazwisko. Sytuacja byłaby prosta, gdyby ona spisała testament. Teraz mogli liczyć tylko na mądrość sędziego.

Ona słuchała jak kolejne osoby opisują ich sielankowe życie. Widziała złość malującą się w oczach matki. Widziała nadzieję w jego oczach. Usłyszała zdania, za które zawsze będzie wdzięczna swojej przyjaciółce:
- Wysoki sądzie, syn potrzebuje ojca. Szczególnie takiego ojca. Proszę mu go nie odbierać! Ja im pomogę, jeśli będzie trzeba, zamieszkam z nimi. Mogę zajmować się dzieckiem podczas jego wyjazdów. Proszę tylko pozwolić im być razem. Oni potrzebują się nawzajem. Ona chciałaby, żeby byli razem...
Później sędzia zadał jedno pytanie ich synowi. Jedno, ale jakże ważne:
- Z kim chciałbyś mieszkać?
- Z mamusią i tatusiem - usłyszał w odpowiedzi. 

Sprawa zakończyła się szybko. Wygrali. Widziała, jak on ze łzami w oczach tulił do siebie synka. Widziała, jak z wdzięcznością przytulał jej przyjaciółkę i dziękował za to, co powiedziała. Wyszli z sądu razem, trzymając za rączki zagubionego chłopca, który mógł wreszcie wrócić do swojego domu.

Ona była spokojniejsza. On zdołał naprawić jej błąd. 

Pojechali razem do domu. Jej przyjaciółka bez słowa schowała przed synem dowody cierpienia ojca. Przygotowała ulubiony obiad dziecka. Opowiedziała zabawną historyjkę. Zaśpiewała ulubioną kołysankę, tą którą jego mama śpiewała codziennie. Kiedy zrobiła już wszystko, co zrobić mogła podeszła do jej zdjęcia stojącego na kominku.
- Nie pozwolę im cierpieć. Razem przetrwamy to wszystko. Nie martw się - szeptała głaszcząc lekko fotografię.
Zupełnie, jakby wiedziała, że ona jest obok. Zupełnie, jakby wiedziała, jak potrzebne są jej takie słowa...
Następnie podeszła do niego, przytuliła go i powiedziała:
- Mi też jej brakuje. Musimy pomóc sobie nawzajem. To, co mówiłam w sądzie to prawda, możesz na mnie liczyć. Dzwoń w każdej sprawie, bez względu na godzinę. Razem ze wszystkim sobie poradzimy.

I odeszła. Wróciła do siebie, zostawiając radosną nutkę swoich perfum i nadzieję, że jutro może być lepiej.

wtorek, 16 października 2012

6. I've never betrayed your trust

Nadszedł ten dzień. Dzień jej pogrzebu.
Patrzyła na trumnę tonącą w kaliach, których nigdy nie lubiła. Ktoś coś mówił, ale nie miało to dla niej znaczenia. Patrzyła jak on płacze cicho. Patrzyła, jak jej mały synek stoi daleko od swojego taty trzymając kurczowo dłoń babci. Patrzyła na morze smutnych ludzi. Nie wszystkich znała. Wiele z tych osób przyszło, by wesprzeć jego. Koledzy z klubu, przyjaciele ale i ciekawscy gapie zwabieni przez znane twarze...

Gdyby mogła, cofnęłaby czas.
Gdyby mogła, płakałaby.
Gdyby mogła, przytuliłaby ich mocno i powiedziała, że jest tu, obok.
Gdyby mogła, upiłaby się, żeby choć na chwilę stracić świadomość.
Gdyby mogła, zabiłaby się, żeby nie patrzeć na cierpienie ukochanych osób.
Jednak nie mogła.
Nawet to jej odebrano.
Mogła być tylko niemym świadkiem ich cierpienia.
Cierpienia, którego ona sama była przyczyną.
Tak, wtedy zyskała pewność, że to właśnie jest piekło.

Nagle coś się zmieniło. On ruszył przed siebie nie zważając na szepty i protesty mijanych osób. Przystanął na chwilę przed trumną kładąc na niej bukiet żółtych róż. Jej ulubionych. Dotknął lekko wieka i szepnął, że zawsze będzie ją kochał. Następnie podszedł do syna i podniósł go. Chciał odejść, jednak powstrzymała go dłoń jej matki zaciskająca się na jego ręce.
- Jak śmiesz zabierać dziecko z pogrzebu mamy?
- On ma tylko cztery lata. Nic z tego nie rozumie, jest przerażony. To nie jest miejsce dla dziecka, nie pozwolę, by tu został.
Odszedł nie słuchając protestów.
Za nim pobiegła jej przyjaciółka.

A ona? Ona była im wdzięczna. Po raz pierwszy lekko się uśmiechnęła. Jej syn był w dobrych rękach, a ukochany miał wsparcie osoby, której ufała bezgranicznie. Już nie byli sami.



kilka-spotkań - zapraszam



niedziela, 14 października 2012

5. I can see in this life what you mean to me

Wrócił do domu a ona wróciła z nim. Z niedowierzaniem patrzyła jak zjechał po drzwiach na podłogę nie mając chyba siły by iść dalej. Patrzyła jak szlochał niemal histerycznie. Czy to był ten sam silny i nieustępliwy facet, którego tak dobrze znała? W końcu wstał, lecz tylko po to, by nalać sobie szklaneczkę whiskey i wypić ją duszkiem. Później drugą. I trzecią...
Poszedł do sypialni i ciągle płacząc wtulił się w jej poduszkę wdychając zapach.
- Dlaczego odeszłaś? - usłyszała - Obiecywałaś, że już nigdy nie odejdziesz... Jak mam żyć bez ciebie?  Zobacz, nawet syna straciłem...
"Przecież ja nie chciałam odejść" krzyczała, ale nie słyszał. Z rozpaczą patrzyła, że on nie ma siły walczyć, że po prostu się poddaje. "Nie możesz tego zrobić!". Położyła się obok niego i cały czas mówiła. Mówiła, że w niego wierzy. Że nigdy jej nie zawiódł. Że sobie poradzi. Że wszystko się ułoży. Że go kocha i nigdy nie odejdzie. Mówiła do niego przez całą noc słuchając jak oddycha niespokojnie. Nie spał. Rano wstał i z determinacją powiedział:
- Tak nie może być.
Uspokoiła się nieco, wiedząc, że on wreszcie wrócił i nie odpuści.

Pojechał do klubu. Po rozmowie z prezesem dostał bezterminowy urlop i telefon do prawnika najlepszego w sprawach rodzinnych. Działał szybko. Po kilku godzinach jechał złożyć wniosek o przyznanie prawa do opieki nad synem. Swoim urokiem i znanym nazwiskiem próbował skłonić panią w kancelarii sądu do przyspieszenia biegu sprawy. Odwiedził też szpital, by udowodnić, że to jest jego syn. Nie miał co do tego wątpliwości. Ona nie zdradziłaby go. Był tego pewny.

Chciał zająć się organizacją pogrzebu, lecz nie mógł. Nie miał do tego prawa. Nie byli przecież małżeństwem. Formalnie był dla niej obcym człowiekiem... Mimo tych wszystkich wspólnych dni i nocy, mimo wylanych razem łez, mimo wielu wspólnych uśmiechów był nikim...

Nie mógł zrobić nic więcej. Pojechał do syna. Był gotów walczyć, by się z nim zobaczyć, ale dom stał pusty. Usiadł na schodach i czekał, nie zorientował się nawet, że zasnął...

Śnił o niej. Szeptała do niego słowa pełne otuchy i miłości. Dziękowała za najpiękniejsze chwile w życiu. Obiecywała, że zawsze będzie obok, że zawsze będzie czuwać nad nimi. Prosiła, by walczył o syna. Błagała o wybaczenie, że postawiła go w takiej sytuacji. Nie musiała. On i tak obarczał winą wyłącznie siebie.




kilka-spotkań - zapraszam


piątek, 12 października 2012

4. and my love will never die

Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Dlaczego jej matka zabrała do siebie jej syna? Dlaczego on nie protestował? Dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego go nie było? Dlaczego to babcia musiała wytłumaczyć wnukowi, że mama już nie wróci? 
Musiała się dowiedzieć. Musiała go znaleźć.

Nie było to łatwe zadanie. 
Nie było go już w domu. Nie było go w klubie. Nie pojechał do najlepszego przyjaciela. Przedszkole było puste. Nie wiedziała gdzie może być, postanowiła wrócić do syna. 

Wróciła i patrzyła na jego rozpacz. Chłopiec nie rozumiał co się stało. Nie rozumiał dlaczego jest u babci zamiast wrócić do domu. Nie rozumiał dlaczego nie ma z nim rodziców. Babcia mówiła, że mama odeszła, ale co to znaczy? Płakał skulony na łóżku w pokoju, w którym czasem spał, kiedy przyjeżdżał na krótkie wakacje do babci. Był sam, a ona nie mogła go nawet dotknąć...

Usłyszała przytłumione krzyki. Na parterze jej matka kłóciła się z jej ukochanym. Nie wierzyła, w to, co słyszała.
- Gdzie jest moje dziecko?
- Twoje dziecko? Możesz to udowodnić? Według dokumentów mój wnuk nie ma ojca i do czasu rozprawy został oddany pod moją opiekę.
- Jak możesz? Dziś zginęła twoja córka, mama twojego wnuka, a ty chcesz odebrać mu też tatę? Kim ty jesteś?
- Jestem jego babcią. Chcę dla niego jak najlepiej, a ty nie nadajesz się na ojca. Odejdź albo wezwę policję. 
- Tatuś? - usłyszeli wystraszony głos dobiegający ze schodów.
Jej matka westchnęła zrezygnowana i pokazała, żeby wszedł do środka.
- Bądź rozsądny - szepnęła, gdy ją mijał.
Spojrzał na nią groźnie,  ale nic nie powiedział. To nie był dobry moment na kłótnie. Przetarł zmęczone oczy. To najgorszy dzień jego życia. Wrócił z treningu i nie zastał w domu jej i syna. Powinni już być i szykować posiłek. Zawsze tak było... Dzwonił do niej, ale nie odbierała. Przedszkole było już zamknięte. Przerażony zaczął dzwonić do szpitali. Również niczego się nie dowiedział. W końcu uzyskał odpowiedź od pewnego gburowatego policjanta i była to najgorsza z możliwych odpowiedzi. Od niego dowiedział się też, że dziecko powinno być z kimś z najbliższej rodziny zmarłej. Tak znalazł się w domu jej matki. Nie spodziewał się, że będzie mu utrudniała kontakt z synem!
Chłopiec patrzył na niego czerwonymi od płaczu oczami. Miał takie same oczy jak ona... Mężczyzna przykucnął i mocno przytulił syna szepcząc mu uspokajające słowa. Miał łzy w oczach, ale wiedział, że nie może teraz płakać. Musi udawać. Dla dziecka.
- Kochanie, zostaniesz przez kilka dni u babci, dobrze?
Później spokojnie tłumaczył synkowi, że bardzo go kocha, ale na razie musi tu zostać. Mówił spokojnie, choć w środku w nim wrzało. Mówił, że mama odeszła, ale zawsze będzie blisko, zawsze będzie czuwała nad swoim małym synkiem. Długo tulił chłopca całując po głowie. Położył go do łóżka i czekał aż zaśnie zmęczony płaczem. W końcu musiał odejść. Tego dnia nie miał szansy wygrać. Wszystko to przez jej błąd. Przez jedno niedopatrzenie...

Wówczas po raz pierwszy zadała sobie pytanie - czy to jest piekło?


Chętnych zapraszam na nowość - kilka spotkań 
Będzie lżej, choć nie lekko. Nie potrafię pisać lekkich opowiadań ;)
No i będzie bohater. ale jeszcze nie ten, o którego ostatnio pytałam. Tego wybrałam sama, bo inny by nie pasował :)

środa, 10 października 2012

3. there`s a reason that I cannot hide

Jak zwykle odwiozła syna do przedszkola. Jak zwykle jechała w stronę firmy, w której pracowała. Zatrzymała się w banku, żeby wyjaśnić nieporozumienie dotyczące kredytu, który rzekomo zaciągnęła i którego nie spłacała. Czy to był błąd? Nie wiem. Kto z nas by tak nie postąpił...

Skąd mogła wiedzieć, że w banku spotka napastników?
Skąd mogła wiedzieć, że byli pobudzeni  po zażytych narkotykach? 
Skąd mogła wiedzieć, że jej granatowa kurtka wyda się im kurtką policyjną?
Skąd mogła wiedzieć, że słuchawka, którą miała w uchu potwierdzi ich podejrzenie?

Nie mogła...

Usłyszała trzy strzały. Poczuła ból gdzieś w brzuchu. Dotknęła dłonią tego miejsca i zobaczyła spływającą z palców krew. Jej krew... Ktoś krzyczał... Upadła i nie czuła już bólu.

Patrzyła ze zdziwieniem na leżąca przed nią kobietę do złudzenia przypominającą ją samą. 
Przecież to nie mogła być ona...
To musiał być sen...
Po prostu zły sen...

Ktoś wybiegł. Znów ktoś krzyczał. Ktoś podszedł to tej leżącej kobiety i próbował ją reanimować. Po chwili przyszedł lekarz i stwierdził zgon. Ktoś otworzył torebkę tej kobiety i znalazł jej dokumenty. Z przerażeniem usłyszała swoje nazwisko i adres, pod którym mieszkała jej matka.

To nie mogła być prawda...

Patrzyła jak zabierają jej ciało. Słuchała jak świadkowie opisują co widzieli. Próbowała dać im znak, powiedzieć, że tam jest, ale nikt nie reagował. Nikt jej nie zauważał. Pomyślała o swoim dziecku. Co z nim teraz będzie?

Nie wiedziała jak to zrobiła, ale znalazła się w przedszkolu. Widziała jak jej synek stał smutny przy oknie wypatrując samochodu. Dlaczego nikt po niego nie przyjechał? Przeniosła się do domu i patrzyła, jak on wraca z treningu. Zdziwiony chodził od pokoju do pokoju wołając ją. Nikt go nie zawiadomił. On jeszcze o niczym nie wiedział. Wróciła do przedszkola w chwili, gdy jej matka, cała zapłakana, zabierała jej syna. "Dlaczego ona?" krzyczała bezgłośnie "dlaczego nie zadzwoniliście do jego taty?".

To nie był sen. To był początek jej piekła.



Wczorajsze pytanie jest wciąż aktualne.

wtorek, 9 października 2012

poniedziałek, 8 października 2012

2. and my feelings will always shine

Kim była ona? Zakochaną w nim kobietą. Matką. Była szczęśliwa. Już dawno wybaczyła mu to, co kiedyś zrobił. Z uśmiechem patrzyła na niego każdego poranka wierząc, że tak będzie już zawsze. Uśmiechała się słysząc, jak przekomarza się z synem podczas śniadania. Zawoziła syna do przedszkola, jechała do pracy, później odbierała syna. Jedli wspólny obiad, bawili się w ogrodzie. Obserwowała jak on uczy syna odbijać piłkę. Czasem on zabierał ją na romantyczną kolację. Czasem wieczorem, gdy dziecko już spało kochali się do utraty tchu. Było im dobrze razem. Żyli jak setki innych par, bez gwałtownych wzlotów i upadków. Zwykła sielanka przetykana od czasu do czasu kłótniami o coś całkowicie nieistotnego. Dlaczego nie pomyśleli o ślubie? Któż to wie... To był ich pierwszy poważny błąd.

Gdy kiedyś kazał jej odejść posłuchała, choć wszystko w niej krzyczało, żeby zostać. Wiedziała, że życie bez niego to nie życie. Uniosła się jednak dumą i wyjechała. Daleko. Tak, by nie mogła spotkać go na ulicy. By nie zobaczył jej rozpaczy. By nie widział, że bez niego jej oczy straciły cały swój blask. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży ucieszyła się. Miała przy sobie cząstkę jego, choć on nie miał się o tym nigdy dowiedzieć. Nie podała danych ojca w akcie urodzenia ich syna. To był jej pierwszy poważny błąd. 

Nie radziła sobie. Próbowała być dobrą matką, ale nie wiedziała jak nią być. Kochała syna, ale była przerażona. Była zupełnie sama. Czasem w nocy miała ochotę przykryć głowę poduszką by nie słyszeć płaczu. Czasem w ciągu dnia chciała gdzieś wyjść bez dziecka, chociaż na kilka minut. Czasem myślała, że nie ma już w sobie ludzkich uczuć, że wszystko, co miała w sobie dobrego zabrał on. Ciągle coś gubiła, ciągle czegoś szukała... Wspominała wówczas jego. Wspominała jak drażniło go jej roztargnienie  i towarzyszący jej zawsze bałagan. Myślała o nim codziennie, choć minęło już tyle czasu...

Nie miała wsparcia. Mogłaby zamieszkać u matki, ale nie chciała słuchać, co jej matka myśli o nim. Miała dobre relacje z matką, ale nie wytrzymałaby z nią, bo nigdy nie ukrywała, że go nie lubi.  Dla niej on był świętością. Matka nigdy jej tego nie wybaczyła. Nigdy też nie zaakceptowała jej decyzji o powrocie. Chyba nie chciała widzieć, że jej córka jest z nim szczęśliwa. Chciała dla córki księcia na białym koniu, a nie siatkarza, który już raz zawiódł.

Gdy zobaczyła go pod swoimi drzwiami poczuła ulgę. Przyjechał. Szukał jej. Nie zapomniał. Nic więcej nie miało znaczenia. Nie miało znaczenia nawet to, że w jego łazience stały dwie szczoteczki. Nie miało to znaczenia, bo on wyrzucił jedną z nich, gdy tylko na nią spojrzała. Nigdy później nie miała wątpliwości, że jest jedyną kobietą w jego życiu.

Wróciła z nim i wymazała przeszłość z pamięci. Nie naprawiła swojego błędu. Żyła przyszłością i nadzieją, że od tego momentu będzie tak, jak być powinno. Przez jakiś czas tak było...

Popełniła jeszcze jeden błąd. Taki sam, jaki popełnia wielu ludzi. Bo kto z nas myśli o własnej śmierci? Kto z nas myśli o niej mając nieco powyżej dwudziestu lat? Nie spisała testamentu... To był jej drugi poważny błąd. Ona jednak jeszcze o tym nie wie. Właśnie pożegnała się z ukochanym i jedzie zawieść syna do przedszkola. Jak zwykle. Tyle, że to nie jest zwykły dzień.




Sil, Prosaen (i inni jeśli również tak robicie) proszę nie czytajcie tego opowiadania podczas lekcji. Może się mylę, ale wydaje mi się, że to nie jest dobre miejsce na to opowiadanie. Nie chcę, żebyście miały problemy.

Następny jak zawsze - za dwa dni. Zacznie być źle...

sobota, 6 października 2012

1. and I feel like I knew you before

Kim jest on? Kimś znanym. Zamożnym. Szczęśliwym. Ma kobietę, którą kocha i która kocha jego. Ma syna. Jego dzień, oprócz oczywistych obowiązków, składa się z ich oddechów. Życie bez nich nie ma sensu, ale on już o tym zapomniał i jeszcze nie wie, że ta lekcja się powtórzy. Na razie krzyczy, bo zabawki leżą na środku pokoju i kłóci się, bo ona znów chce jechać do swojej matki. 

Kiedyś kazał jej odejść, a ona posłuchała. Szybko zrozumiał swój błąd, ale było już za późno. Zniknęła. Tak po prostu. Wówczas zrozumiał. Zrozumiał, że chce być z nią już zawsze, nawet jeśli ma to oznaczać bluzki wiszące na każdym krześle, szpilki rzucone bezładnie pod stołem i cotygodniowe wizyty u jej matki. Matki, której nie znosi i która nie znosi jego. Kiedy odeszła to nie miało już znaczenia. Nie miało nawet znaczenia, że wstając z łóżka napotkał stopą kolczyk, który zgubiła jakiś czas wcześniej. Kiedyś zdenerwowałby się, że to przez jej bałaganiarstwo, teraz chciał tylko, by wróciła i ucieszyła się z odnalezienia zguby. Chciał zobaczyć radość w jej oczach, poczuć zapach jej ciała, dotyk delikatnej dłoni.

Szukał jej wszędzie, prosił o pomoc każdego, nawet jej matkę, ale nie dostał od niej nic prócz drwiącego śmiechu. Wszyscy mówili mu, że sam jest sobie winien. I była to prawda. Próbował żyć z tą prawdą. Było ciężko. Gra nie cieszyła już tak, jak dawniej, spotkania z kolegami nie były już tak wesołe. Dom stał się pusty i obcy. On też stawał się pusty i obcy. Takie było życie bez niej...

Tak minął rok, tak minęło kilka kolejnych miesięcy.

Próbował być z kimś, ale to nie było to. To nie była ona, ale przynajmniej nie budził się sam.

Pewnego dnia podeszła do niego jej przyjaciółka i spytała, czy wciąż chce ją odnaleźć. Chciał. Powiedziała, że ona go potrzebuje. Wyszedł w przerwie meczu nie zważając na konsekwencje i pojechał do niej. Jechał całą noc, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko, że ona jest tam, pod tym adresem, który zapisany na kartce tkwił w kieszonce na jego sercu. Jadąc do niej wykonał tylko jeden telefon próbując w łagodny sposób nakłonić pewną kobietę do wyniesienia się z jego życia. Posłuchała, choć nie określiła go łagodnymi epitetami. To nie miało znaczenia, bo jechał do niej.

Była tam. Kiedy zobaczył ją w progu myślał, że to sen. Zmieniła się. To nie była ta sama piękna i beztroska dziewczyna. Przed nim stała kobieta z wypisanym na twarzy zmęczeniem i smutkiem. Podszedł do niej i tak po prostu wziął ją w ramiona. Nie odepchnęła go. Przeciwnie. Przywarła szczelnie i po chwili poczuł wilgoć na koszulce. Płakała, a on nie chciał, żeby płakała. Pewnie zrobiłby coś z jej łzami, ale dostrzegł wówczas coś jeszcze. Maleńkie łóżeczko stojące pod ścianą pokoju. Wówczas zrozumiał. Zrozumiał jakim był draniem.

Następnego dnia spakował ich rzeczy. Wcześniej długo przepraszał i obiecywał, że już nigdy się nie rozstaną. Mówił, że nie chce żyć bez niej. Opowiadał, że życie bez niej nie ma smaku i zapachu. Obiecywał, że się zmieni. Przepraszał, że była sama w tych trudnych miesiącach. Prosił o szansę. Chciał odzyskać zaufanie. Błagał, by pozwoliła mu być ojcem dla ich dziecka. Nie musiał tego robić. Ona pragnęła tego równie mocno. Może nawet mocniej...




Miało być jutro, ale skoro już jestem...

To opowiadanie nie ma określonego bohatera. To nie jest zagadka! Nie pojawi się tu ani jedno imię. Nie potrafiłam wtłoczyć nikogo w główną rolę, nie było więc sensu obsadzać pozostałych. Jeśli chcecie wybierzcie sobie bohatera, ale proszę nie piszcie kogo. Nie chcę wiedzieć. Dlaczego? Myślę, że wkrótce się domyślicie... 

Proponuję spotkania tu co dwa dni. Dwójka pojawi się w poniedziałek i pożegnamy się na początku listopada. 

Dziękuję za komentarze i bardzo liczne odwiedziny prologu. Bardzo bardzo liczne. Nie spodziewałam się takiego zainteresowania. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.