wtorek, 30 października 2012

13. I had to let you go to find a way back home

Postanowili zamieszkać razem. Decyzja ta nie zdziwiła nikogo. Oni byli zadowoleni, bo krążenie między dwoma mieszkaniami było męczące. Musieli jednak zrobić jeszcze jedną rzecz - musieli przygotować miejsce dla kobiety.

Patrzyła jak on z bólem w oczach bierze do ręki kolejne bluzki, które należały do niej. Nie wiedział co z nimi zrobić. Jej już nie było, ale on nie potrafił pozbyć się rzeczy, które tak lubiła. To kobieta zdecydowała. Poprosiła o duże worki i spakowała wszystko, składając uprzednio odzież w równą kostkę. Spakowała wszystkie buty, biżuterię, torebki i inne dodatki. Spakowała to, co po niej pozostało, następnie wspólnie wynieśli worki na strych. Może kiedyś znajdą dla nich lepsze miejsce...

Kiedy zmęczeni pracą usiedli, by odpocząć w cieple kominka, jego wzrok padł na fotografię stojącą naprzeciwko. Wziął ją do ręki i popatrzył bezradnie wokół. Kobieta zabrała zdjęcie z jego rąk i odstawiła na dawne miejsce. 
- Wiem, że ona zawsze będzie dla ciebie ważna. Chcę być w twoim życiu, ale nie oczekuję, że ją z niego wyrzucisz. Od początku wiedziałam, że ją kochasz i że zawsze będziesz ją kochał. Nie okłamałeś mnie.

Dlaczego oświadczył się tej kobiecie już podczas jednej z pierwszych wspólnych nocy? Może zwyczajnie tego chciał. Może chciał poczuć, że w końcu ma coś trwałego. A może nie chciał popełnić tego samego błędu po raz drugi. Nie chciał kiedyś znów dowiedzieć się, że był nikim w życiu kobiety, którą kochał... Tylko on zna odpowiedź.

Jaki był ślub? Jak to ślub... Pełen życzeń, szczęścia i radości. Pełen gości. Wśród gości były jej przyjaciółka i matka. One również złożyły nowożeńcom szczere życzenia. Ona też tam była. Podeszła do niego, próbowała musnąć ustami jego policzek i szepnęła to, co kiedyś. "Bądź szczęśliwy". Czy on usłyszał? Być może, bo spojrzał tam, gdzie ona stała i dotknął swojego policzka dłonią. A może tylko tak mi się wydawało...

Co było później? Żyli spokojnie. Objęci pili poranną kawę. Budzili syna. Jedli śniadanie. Kobieta jadąc do pracy odwoziła syna do szkoły. Jedli razem obiad. Śmiali się opisując, jak minęło im tych kilka samotnych godzin. Chodzili we trójkę na spacery z psem. Razem bawili się w ogrodzie. Czasem szli na cmentarz opowiedzieć jej o swoim szczęściu. Czasem odwiedzali ich przyjaciele. Czasem przychodziła jej matka. Wieczorami, gdy syn już spał, kochali się do utraty tchu. Zwykła sielanka przetykana od czasu do czasu kłótniami o coś tak nieistotnego, jak o to, kto ma iść z psem na spacer.

Czy byli szczęśliwi? Oczywiście. Przecież odnaleźli siebie. Kochali i byli kochani.

A ona? Oddaliła się powoli w stronę nieba uśmiechając się leciutko. Była spokojna. Jej rodzina znów była szczęśliwa. Jej piekło odeszło w zapomnienie, a ona na zawsze zostanie w ich sercach.

 Koniec

Dziękuję Wam za obecność i miłe słowa. Mam jeszcze jedną prośbę - proszę, by czytający w ukryciu pozostawili po sobie choć mały ślad. Możecie to dla mnie zrobić?
Zobaczymy się, jak zwykle w piątek, na kilka-spotkań. Zapraszam także na Grzesiową nowość oraz na świeżutkiego Matteo. Co kto lubi ;) Czekają tam już na Was wprowadzenia.
Do zobaczenia gdzieś, kiedyś.

20 komentarzy:

  1. Cudowne. Po prostu. Jedno z najlepszych( a może nawet i najlepsze) opowiadanie jakie do tej pory miałam okazję przeczytać. Cieszę się, że im się ułożyło. Że On i Mały są szczęśliwi, że Ona odnalazła niebo. Że mimo wszystko o niej nie zapomną. Że zawalczyli jeszcze ten jeden raz o szczęście, że mieli szansę.
    Właściwie brakuje mi słów, żeby powiedzieć jak bardzo to opowiadanie na mnie wpłynęło i jak, może paradoksalnie, wiele dla mnie znaczyło. Napisałaś je wspaniale, wszystko ukazałaś cudownie, wszystkie emocje, uczucia, obawy.
    Dziękuję. Dziękuję, że dałaś mi szansę na przeczytanie czegoś tak wspaniałego.
    Pozdrawiam,
    VE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Znam lepsze opowiadania. Dużo lepsze ;)

      Usuń
  2. Jak to wszystko się dobrze szkończyło. Jej rodzina była szczęśliwa, "Grzesiek" z blondynką wzieli ślub, mały był szczęślwy i Ona odeszła w końcu do nieba szczęśliwa i pewna tego, że sobie poradzili z jej stratą. Odchodzi wiedząc, że pamięć o niej będzie wieczna. Dziękuje za piękną historie i do zobaczenia na następnych.

    Jeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na rozdział 15 na blogu http://milosc-leczy-zlamane-serce.blogspot.com/ oraz na 1 rozdział na blogu http://dwiescie-piec-centymetrow-szczescia.blogspot.com/ Jeżeli któregoś nie czytasz zignoruj. Życzę miłej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I żyli długo i szczęśliwie...
    Jedna z najlepszych historii, jakie miałam okazję czytać. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pewna, że jeszcze nie raz będę wracać do tej historii, bo jest po prostu niesamowita. Dziękuję za dedykację i że pozwoliłaś mi ujrzeć ją jako pierwsza. I przepraszam, że nie komentowałam drugi raz, mam nadzieję, że nie masz o to żalu...
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że tak nie jest. Nie mam o nic żalu. Niby o co miałabym mieć?
      :*

      Usuń
    2. A jeśli chcesz, inne też możesz przeczytać wcześniej ;)

      Usuń
    3. AAAAAA!!! Dopiero teraz zauważyłam Twój komentarz i NO JASNE, ŻE CHCĘ! :D

      Usuń
    4. Ale które chesz? Napisz mi maila.

      Usuń
  5. Całe to opowiadanie poruszyło mnie tak, jak jeszcze żadne. To cudowne, że potrafił na nowo ułożyć sobie życie i że Ona zrozumiała, że nigdy nie będzie tą jedyną, że On nigdy nie zapomni.

    Po prostu cudowne. Ty jesteś cudowna, że to napisałaś.
    Pozdrawiam, placek.

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu wszystko jest takie, jakim powinno być po jej odejściu. Nareszcie każde z nich odnalazło swoje miejsce. Każde znalazło też spokój, a wydaje mi się, ze przede wszystkim każde z nich tego spokoju właśnie szukało...
    Dziękuję, ze mogłam tu być :***
    Pozdrawiam :)

    http://marzen-gorzki-smak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak na razie żadne opowiadanie nie wywołało u mnie łez. Aż do dziś. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam jednym tchem, wszystko naraz. I po prostu... Brak mi słów, naprawdę dawno nie przeczytałam nic tak głębokiego, przejmującego i prawdziwego. Zbiór kilku tysięcy słów, a potrafi rozkruszyć najtwardsze serca. Nie, nie popłakałam się, choć byłam blisko. Po prostu nie umiem już płakać po przeczytaniu czegoś, powoli się uodparniam, ale to nie zmienia faktu, że moje grube serducho mocno się ociepliło. Rzadko komentuję coś, co zostało zakończone, ale jak kiedyś jeszcze tu wpadniesz, to będziesz wiedziała, że to jest cudowne. Zresztą na pewno już o tym wiesz, ale po prostu powiem ci to jeszcze raz. Zawsze znajdą się lepsi, ale niektóre historie zostają głęboko w pamięci. I z tą u mnie na pewno tak będzie. Nie ma sensu rozwodzić się nad tym, jak historia się potoczyła i opisywać zachowania bohaterów. Najpiękniejsze jest to, że tak naprawdę można tam było wstawić każdego. Ja zachowam dla siebie moją wersję głównego bohatera, bo mnie samą mocno to zdziwiło, ale to jakoś automatycznie wyszło. Warto jest czasem zatrzymać się w miejscu, a ty do tego doprowadziłaś. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Cieszę się, że wywołało to w Tobie takie emocje.

      Usuń
  9. Siedziałam i płakałam. To opowiadanie, pod względem przesłania i smutku, bije wszystkie na głowę, i mówię w tym momencie całkowicie szczerze. Każde słowo idealnie tu pasuje, każda sytuacja wywołuje ciarki na plecach czy zaszklone oczy. Po prostu piękne, nic więcej nie potrafię z siebie wydusić.

    OdpowiedzUsuń