Rozprawa odbyła się szybko. Nie wiem, czy przyczyną był wiek ich syna, czy raczej nazwisko ojca i zainteresowanie, jakie sytuacja ta wzbudziła w mediach. To nie było ważne. On uśmiechał się, ponieważ trzymał w dłoni dowód na to, że jest ojcem dziecka, dla którego wszyscy tu dziś przyszli. A przyszło wiele osób. Na jego prośbę. Sąsiedzi, przyjaciele, znajomi, koleżanki z jej pracy. Świadkowie. Ich zadanie było wspólne, mieli opowiedzieć jak żyli przed tym tragicznym dniem. Mieli zaświadczyć, że byli rodziną.
Prawnik uprzedzał go, że może nie być łatwo. Co prawda był ojcem, miał dobry kontakt z synem, mógł zapewnić mu stabilną sytuację finansową, ale... był sam. Często wyjeżdżał... Sądy nie lubią oddawać dzieci ojcom, szczególnie ojcom samotnym, których praca zmusza do wyjazdów. Po drugiej stronie stała babcia. Emerytka, która mogła w całości poświęcić się wnukowi. Sytuacja byłaby łatwiejsza, gdyby dziecko nosiło jego nazwisko. Sytuacja byłaby prosta, gdyby ona spisała testament. Teraz mogli liczyć tylko na mądrość sędziego.
Ona słuchała jak kolejne osoby opisują ich sielankowe życie. Widziała złość malującą się w oczach matki. Widziała nadzieję w jego oczach. Usłyszała zdania, za które zawsze będzie wdzięczna swojej przyjaciółce:
- Wysoki sądzie, syn potrzebuje ojca. Szczególnie takiego ojca. Proszę mu go nie odbierać! Ja im pomogę, jeśli będzie trzeba, zamieszkam z nimi. Mogę zajmować się dzieckiem podczas jego wyjazdów. Proszę tylko pozwolić im być razem. Oni potrzebują się nawzajem. Ona chciałaby, żeby byli razem...
Później sędzia zadał jedno pytanie ich synowi. Jedno, ale jakże ważne:
- Z kim chciałbyś mieszkać?
- Z mamusią i tatusiem - usłyszał w odpowiedzi.
Sprawa zakończyła się szybko. Wygrali. Widziała, jak on ze łzami w oczach tulił do siebie synka. Widziała, jak z wdzięcznością przytulał jej przyjaciółkę i dziękował za to, co powiedziała. Wyszli z sądu razem, trzymając za rączki zagubionego chłopca, który mógł wreszcie wrócić do swojego domu.
Ona była spokojniejsza. On zdołał naprawić jej błąd.
Ona była spokojniejsza. On zdołał naprawić jej błąd.
Pojechali razem do domu. Jej przyjaciółka bez słowa schowała przed synem dowody cierpienia ojca. Przygotowała ulubiony obiad dziecka. Opowiedziała zabawną historyjkę. Zaśpiewała ulubioną kołysankę, tą którą jego mama śpiewała codziennie. Kiedy zrobiła już wszystko, co zrobić mogła podeszła do jej zdjęcia stojącego na kominku.
- Nie pozwolę im cierpieć. Razem przetrwamy to wszystko. Nie martw się - szeptała głaszcząc lekko fotografię.
Zupełnie, jakby wiedziała, że ona jest obok. Zupełnie, jakby wiedziała, jak potrzebne są jej takie słowa...
Następnie podeszła do niego, przytuliła go i powiedziała:
- Mi też jej brakuje. Musimy pomóc sobie nawzajem. To, co mówiłam w sądzie to prawda, możesz na mnie liczyć. Dzwoń w każdej sprawie, bez względu na godzinę. Razem ze wszystkim sobie poradzimy.
I odeszła. Wróciła do siebie, zostawiając radosną nutkę swoich perfum i nadzieję, że jutro może być lepiej.
Serce mi pęka... To jest takie piękne... Dobrze, że Bezimienny ma wsparcie w jej przyjaciółce... Dobrze, że ma przy sobie synka... Miałam ciarki czytając... Znów byłam obok niej, znów chciałam potrzymać ją za rękę, wspierać... Wywołałaś we mnie dużo dziwnych uczuć tym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Dziękuję.
Usuńpozdrawiam
Wygrał. Cieszę się bardzo, że mu się udało. Dobrze, że wspiera Go Jej przyjaciółka. Gdyby nie ona, kto wie, może dziecko trafiłoby do babci.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zdołał naprawić Jej błąd. Dziękuję za to opowiadanie. Pozwala mi czuć, czuć to, o czym nigdy bym nie pomyślała. Po pierwszym rozdziale nie sądziłam, że ta historia mnie tak zaciekawi, że stanie mi się tak bliska. Pozostaje mi tylko po raz kolejny podziękować.
Pozdrawiam ciepło :)
VE.
Cieszę się. Dziękuję.
Usuńpozdrawiam
jeju, jakie to cudowne, rozkleiłam się zupełnie.
OdpowiedzUsuń:)
Usuńjak to jest, że ja nie wiem, co mam Tobie napisać?
OdpowiedzUsuńCzy to ważne? Dobrze, że po prostu jesteś. Potrzebuję tylko świadomości, że czytają konkretne osoby, a nie ktoś anonimowy. Anonimowych jest tu całkiem sporo, ale nie dla nich piszę ;)
UsuńRozczulające było to jak mały powiedział, że chce mieszkać z mamusią i tatusiem. Na całe szczęście sędzia okazał się mądrym człowiekiem. Dobrze, że jest przyjaciółka która pomaga. Wspólne cierpienie po stracie może być łatwiejsze niż cierpienie w samotni.
OdpowiedzUsuńWiem, sama chciałabym mieć taką przyjaciółkę...
UsuńTakich przyjaciół ze świecą szukać :)
UsuńJeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na Epilog na blogu http://milosny-doping.blogspot.com/ oraz rozdział 13 na blogu http://milosc-leczy-zlamane-serce.blogspot.com/ Jeżeli któregoś nie czytasz zignoruj. Życzę miłej lektury ;)