niedziela, 14 października 2012

5. I can see in this life what you mean to me

Wrócił do domu a ona wróciła z nim. Z niedowierzaniem patrzyła jak zjechał po drzwiach na podłogę nie mając chyba siły by iść dalej. Patrzyła jak szlochał niemal histerycznie. Czy to był ten sam silny i nieustępliwy facet, którego tak dobrze znała? W końcu wstał, lecz tylko po to, by nalać sobie szklaneczkę whiskey i wypić ją duszkiem. Później drugą. I trzecią...
Poszedł do sypialni i ciągle płacząc wtulił się w jej poduszkę wdychając zapach.
- Dlaczego odeszłaś? - usłyszała - Obiecywałaś, że już nigdy nie odejdziesz... Jak mam żyć bez ciebie?  Zobacz, nawet syna straciłem...
"Przecież ja nie chciałam odejść" krzyczała, ale nie słyszał. Z rozpaczą patrzyła, że on nie ma siły walczyć, że po prostu się poddaje. "Nie możesz tego zrobić!". Położyła się obok niego i cały czas mówiła. Mówiła, że w niego wierzy. Że nigdy jej nie zawiódł. Że sobie poradzi. Że wszystko się ułoży. Że go kocha i nigdy nie odejdzie. Mówiła do niego przez całą noc słuchając jak oddycha niespokojnie. Nie spał. Rano wstał i z determinacją powiedział:
- Tak nie może być.
Uspokoiła się nieco, wiedząc, że on wreszcie wrócił i nie odpuści.

Pojechał do klubu. Po rozmowie z prezesem dostał bezterminowy urlop i telefon do prawnika najlepszego w sprawach rodzinnych. Działał szybko. Po kilku godzinach jechał złożyć wniosek o przyznanie prawa do opieki nad synem. Swoim urokiem i znanym nazwiskiem próbował skłonić panią w kancelarii sądu do przyspieszenia biegu sprawy. Odwiedził też szpital, by udowodnić, że to jest jego syn. Nie miał co do tego wątpliwości. Ona nie zdradziłaby go. Był tego pewny.

Chciał zająć się organizacją pogrzebu, lecz nie mógł. Nie miał do tego prawa. Nie byli przecież małżeństwem. Formalnie był dla niej obcym człowiekiem... Mimo tych wszystkich wspólnych dni i nocy, mimo wylanych razem łez, mimo wielu wspólnych uśmiechów był nikim...

Nie mógł zrobić nic więcej. Pojechał do syna. Był gotów walczyć, by się z nim zobaczyć, ale dom stał pusty. Usiadł na schodach i czekał, nie zorientował się nawet, że zasnął...

Śnił o niej. Szeptała do niego słowa pełne otuchy i miłości. Dziękowała za najpiękniejsze chwile w życiu. Obiecywała, że zawsze będzie obok, że zawsze będzie czuwać nad nimi. Prosiła, by walczył o syna. Błagała o wybaczenie, że postawiła go w takiej sytuacji. Nie musiała. On i tak obarczał winą wyłącznie siebie.




kilka-spotkań - zapraszam


9 komentarzy:

  1. Szkoda, że On jej nie słyszy. Szkoda, że już nigdy się nie zobaczą, już nigdy nie porozmawiają. Bo co Mu da sen z Nią? Co Mu dadzą Jej słowa, które powie mu we śnie? Nic...
    Szkoda tylko, że On wini siebie. To nie Jego wina, że ona zginęła. Nie jego, że teściowa robi, co robi. Owszem, mogli wziąć ślub. Mógł uznać dziecko. Ale nikt się nie spodziewał, bo nikt nie wie co go czeka.
    Dużo emocji wyzwala we mnie to opowiadanie. Dziękuję za to. Bardzo dziękuję.
    Pozdrawiam.
    VE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co dziękować.
      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. jakie to smutne... aż za serce ściska...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogólnie mam dziś płaczliwy dzień, ale ten rozdział wyciska łzy :/ Takie to wszytko smutne. Byli razem, ale nie zalegalizowali związku i teraz tak naprawdę jest nikim. To był duży błąd, że przy narodzinach syna nie podała nazwiska ojca. Obyło by się bez tylu problemów...

    Jeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na nowy 32 rozdział na blogu http://milosny-doping.blogspot.com/ oraz rozdział 12 na blogu http://milosc-leczy-zlamane-serce.blogspot.com/ Jeżeli któregoś nie czytasz zignoruj. Życzę miłej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubimy myśleć o śmierci i później bliscy mają problem. Lepiej wyprostować błędy, póki można.

      Usuń
  4. Cóż mogę napisać? Rozdział wspaniały, jak każdy inny. :)
    Nie poddaje się... to dobrze, niech walczy o syna.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń