Pewnego dnia, gdy poszedł z synem na plac zabaw uśmiechnęła się do niego pewna kobieta. Tak po prostu uśmiechnęła. Nie podeszła, nie chciała autografu, nie pytała o ostatni mecz, nie chciała zdjęcia... Tylko się uśmiechnęła. I odeszła. Nie zauważył nawet czy była sama, nie widział jak była ubrana, nie poznałby jej na ulicy. Zobaczył tylko ten uśmiech. Uśmiech tak inny niż jego ukochanej, a zarazem w jakiś sposób tak bliski jego sercu.
Wielokrotnie w kolejnych dniach odwiedzali ten plac zabaw, lecz nieznajomej na nim nie było. Albo się nie uśmiechała...
Ten uśmiech nie dawał mu spokoju przez kolejne tygodnie.
Zobaczył ją ponownie po jakimś meczu. Tym razem podeszła po autograf uśmiechając się w ten swój sposób. Nie zastanawiał się długo tylko zaprosił ją na kawę. Zarumieniła się speszona i chciała odejść, lecz chwycił ją za rękę.
- Proszę - powiedział wpatrując się w jej oczy.
Nie wiedział dlaczego to robi. Wiedział tylko, że musi się dowiedzieć co kryje się za tym uśmiechem.
Kiwnęła głową wymieniając nieśmiałym głosem nazwę kawiarni i godzinę.
Spotkali się następnego dnia i nie mogli się rozstać. Okazało się, że mają mnóstwo wspólnych tematów. Że lubią tą samą muzykę. Śmieją się z tych samych żartów. Opowiedzieli wszystko o sobie. On powiedział nawet o swojej tragedii. Zwierzył się, że nadal nie potrafi spać samotnie, że boi się, że jego syn potrzebuje czegoś, czego on nie może mu dać. Nie wiedział dlaczego mówi to wszystko, ale czuł ulgę wyrzucając z siebie nagromadzone emocje. Kobieta tylko uśmiechała się ciepło i kiwała głową. Kiedy głos mu się załamał chwyciła jego dłoń i pomasowała ją lekko kciukiem. Tak po prostu. On poczuł wówczas, że wstępują w niego nowe siły. Ten drobny gest dał mu energię, by przeżyć kolejne godziny. By wrócić z synem do martwego domu i próbować ożywić go zapachem obiadu i dziecięcym śmiechem.
Dlaczego ta kobieta miała na niego taki wpływ? Dlaczego zwierzył się jej z najgłębiej skrywanych sekretów, choć znał ją tylko kilka godzin? Nie wiem. Przecież była zupełnie inna niż ona... Nie była brunetką. Nie miała brązowych oczu. Miała nieco zbyt okrągłe biodra. Malowała paznokcie na różowo. Nie lubiła komedii romantycznych. Mówiła, że niemal pedantycznie dba o czystość. Była zupełnie inna. Może właśnie dlatego... Może dlatego, że nie przypominała mu jej ani odrobinę. I miała ten uśmiech...
A ona? Ona się bała. Bała się tej kobiety. Bała się, że zajmie jej miejsce.
Moim zdaniem powinna się cieszyć, widząc ich radosnych, sama byłaby szczęśliwa. To byłoby ukojeniem na jej serce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Nie wiem, czy potrafiłabym tak od razu zaakceptować, że osoba, którą kocham bezgranicznie próbuje związać się z kimś innym. Myślę, że to byłoby trudne. Przynajmniej dla mnie.
Usuńpozdrawiam
Robi się coraz ciekawiej. Ale sądzę, że jeśli ta kobieta może dać Mu szczęście, to Ona powinna się cieszyć. On o Niej na pewno nie zapomni, a będzie Mu w jakiś sposób łatwiej. Jestem ciekawa czy, i jeśli, to co z tego będzie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
VE.
Masz rację, ale moim zdaniem to wymaga czasu. Do pewnych zmian trzeba dojrzeć.
Usuńpozdrawiam
sama nie wiem, co właściwie bym dalej chciała. mnie też trochę przeraża myśl o tym, że ta kobieta może zająć Jej miejsce, ale z drugiej strony Ona raczej powinna się cieszyć z Jego szczęścia. w każdym razie jest bardzo ładnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ciąg dalszy już jest przesądzony ;)
UsuńOn powinien być szczęśliwy. Ale z drugiej strony, na miejscu Jej, nie mogłabym się patrzeć, jak osoba, którą tak mocno kocham wiąże się z kimś innym.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, jak ja.
UsuńMoże i się powtórzę, ale uważam, że powinna zaakceptować to iż ma prawo ułożyć sobie życie na nowo i znaleźć kogoś z kim będzie szczęśliwy. Może i nie będzie to łatwe, ale tak trzeba.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, ale to nie będzie łatwe.
UsuńNa pewno u Bezimiennej pojawił się strach. Przecież ona może chcieć zająć jej miejsce. Ona może chcieć prasować mu koszule, grzać miejsce w łóżku. To dla niej Bezimienny może chcieć teraz parzyć kawę. Niby tylko zwykłe czynności, które zazwyczaj na co dzień robimy. Ale czy potrafiłybyśmy zaakceptować, że od jutra będzie je za nas robił ktoś inny? Czy mogłybyśmy zaakceptować, z ktoś zajmuje nasze miejsce?
OdpowiedzUsuńBezimiennej będzie ciężko, ale musi zaakceptować fakt, ze jej już przy nim nie ma. On musi ułożyć sobie życie, iść dalej. Bezimienna zawsze będzie dla niego najważniejsza, ale musi pamiętać, ze jej już tam nie ma, a on musi iść dalej. A nie łatwo idzie się w pojedynkę...
Zwykłe, codzienne czynności budują całe życie... Nie idzie się łatwo w pojedynkę, ale równie trudno jest zaakceptować zmianę partnera. Dla obojga, a właściwie trojga, to nie jest łatwe.
Usuń