Jej przyjaciółka praktycznie zamieszkała z jej rodziną. Dbała o nich. Robiła wszystko, co w jej mocy, by cierpieli trochę mniej. Organizowała im czas, troszczyła się o dom... Teraz to ona chodziła z dzieckiem na mecze ojca. Tak, on wrócił do treningów. Potrzebował zajęcia, potrzebował tych kilku godzin dziennie, aby nie myśleć o niej. Żeby nie zwariować. Musiał na nowo odnaleźć sens w swoim życiu, a sensem tym był syn. Musiał być silny dla niego. Musiał, choć tak bardzo za nią tęsknił. Jego życie prawdopodobnie straciłoby cały smak, gdyby nie ta cząstka niej tkwiąca w małym chłopcu. To dla niego wstawał każdego ranka i dla niego brał każdy kolejny oddech.
Codziennie odwiedzał ją na cmentarzu. Zwykle przychodził sam, czasem zabierał ze sobą chłopca. Opowiadał jak wygląda życie bez niej. Opowiadał, że sukcesy nie cieszą tak, jak kiedyś. Mówił, że nie potrafi spać spokojnie nie czując obok jej ciepła. Że kawa, której nie zrobiła ona po prostu mu nie smakuje. Że podziwia ją, bo potrafiła dbać o wszystkich wokół i jeszcze prowadzić dom, a on nie wie nawet gdzie kupić ulubione płatki ich syna... Mówił jak bardzo za nią tęskni i jak żałuje, że nie pojechał wówczas z nią... A ona? Ona słuchała. Cierpiała, bo on cierpiał. A ona nie mogła nic zrobić...
Codziennie odwiedzał ją na cmentarzu. Zwykle przychodził sam, czasem zabierał ze sobą chłopca. Opowiadał jak wygląda życie bez niej. Opowiadał, że sukcesy nie cieszą tak, jak kiedyś. Mówił, że nie potrafi spać spokojnie nie czując obok jej ciepła. Że kawa, której nie zrobiła ona po prostu mu nie smakuje. Że podziwia ją, bo potrafiła dbać o wszystkich wokół i jeszcze prowadzić dom, a on nie wie nawet gdzie kupić ulubione płatki ich syna... Mówił jak bardzo za nią tęskni i jak żałuje, że nie pojechał wówczas z nią... A ona? Ona słuchała. Cierpiała, bo on cierpiał. A ona nie mogła nic zrobić...
Mijał czas, a jak wiadomo, czas najlepiej leczy rany.
Zaczynali uśmiechać się na swój stary, znany jej tak dobrze sposób. Zaczynali akceptować jej nieobecność. Zaczynali planować przyszłość. Przeszłość bez niej. Jej synek znów chodził do przedszkola i wieczorem opowiadał tacie o nowej pani i o tym, co wymyślili koledzy. On znów narzekał, że zabawki leżą wszędzie a rano nadepnął na jakiś samochodzik. Jej przyjaciółka nie była im już potrzebna tak często jak wcześniej. Któregoś dnia szepnęła mu nawet, że już nadszedł ten czas. Że powinien zacząć znów żyć. Próbować ułożyć sobie życie. Bez niej. On się oburzył. Ona się przeraziła. Jak to? Miała oglądać go z inną kobietą? Patrzeć jak obejmuje ją wieczorem tak, jak obejmował zwykle ją? Widzieć miłość w jego oczach, ale miłość skierowaną do kogoś innego? Ktoś miałby zostać matką dla ich syna? Nie, to niemożliwe... Nawet piekło nie może być tak okrutne...
Któregoś dnia do jego drzwi zapukała jej matka. Przyszła prosić o pomoc. Bank żądał od niej spłacenia kredytu zaciągniętego rzekomo przez córkę. Tego samego, przez który poszła wówczas do banku... To zbyt duże obciążenie dla emerytki. Postanowiła szukać pomocy u jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Musiało ją to dużo kosztować - pokazać swoją słabość i poniżyć się przed nim po tym, co próbowała mu zrobić. On zdziwił się widząc niedoszłą teściową, ale wpuścił ją do domu. Przecież to matka jego ukochanej, nie mógł po prostu zamknąć przed nią drzwi... Wysłuchał, co kobieta miała do powiedzenia i obiecał pomóc. Od razu zadzwonił do prawnika i umówił wizytę, powiedział nawet, że zapłaci za wszystko. Jej matka patrzyła na niego ze łzami w oczach. Nie zasłużyła na to i dobrze o tym wiedziała. Nie utrzymała łez, gdy usłyszała, co powiedział później:
- Nie odbieraj mojemu synowi babci. Wystarczy, że matkę stracił... On potrzebuje kobiecej ręki. Odwiedzaj nas kiedy tylko zechcesz.
Ona była szczęśliwa. To właśnie kochała w nim najbardziej. To, że dostrzegał potrzeby innych i potrafił zrezygnować z dumy i uprzedzeń dla dobra najbliższych. Nie zmienił się...
Dla jej matki była to jednak nowość. Zaczynała rozumieć, że jej córka była naprawdę szczęśliwa z mężczyzną, który stał teraz naprzeciwko. Podeszła do niego i pogładziła po policzku matczynym gestem mówiąc tylko:
- Dziękuję. I przepraszam za wszystko. Cieszę się, że to ciebie kochała moja córka. Zasługiwałeś na nią.
Odeszła, jednak od tego dnia bywała często w ich domu. Przynosiła ze sobą zapach domowych ciasteczek, bajkowe opowieści i babciną czułość, której nawet najlepsza przyjaciółka nie potrafiłaby im zapewnić.
Powoli wychodzimy z gęstego mroku.
Wczoraj pojawiło się spotkanie drugie na kilka-spotkań - zapraszam.
Grzesiu mnie nie lubi :( Nie możemy się dogadać... Dobrze, że Zbyszek współpracował i pozwolił mi skończyć spotkania, więc mogę skupić się opornym Grzegorzu ;)
Któregoś dnia do jego drzwi zapukała jej matka. Przyszła prosić o pomoc. Bank żądał od niej spłacenia kredytu zaciągniętego rzekomo przez córkę. Tego samego, przez który poszła wówczas do banku... To zbyt duże obciążenie dla emerytki. Postanowiła szukać pomocy u jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Musiało ją to dużo kosztować - pokazać swoją słabość i poniżyć się przed nim po tym, co próbowała mu zrobić. On zdziwił się widząc niedoszłą teściową, ale wpuścił ją do domu. Przecież to matka jego ukochanej, nie mógł po prostu zamknąć przed nią drzwi... Wysłuchał, co kobieta miała do powiedzenia i obiecał pomóc. Od razu zadzwonił do prawnika i umówił wizytę, powiedział nawet, że zapłaci za wszystko. Jej matka patrzyła na niego ze łzami w oczach. Nie zasłużyła na to i dobrze o tym wiedziała. Nie utrzymała łez, gdy usłyszała, co powiedział później:
- Nie odbieraj mojemu synowi babci. Wystarczy, że matkę stracił... On potrzebuje kobiecej ręki. Odwiedzaj nas kiedy tylko zechcesz.
Ona była szczęśliwa. To właśnie kochała w nim najbardziej. To, że dostrzegał potrzeby innych i potrafił zrezygnować z dumy i uprzedzeń dla dobra najbliższych. Nie zmienił się...
Dla jej matki była to jednak nowość. Zaczynała rozumieć, że jej córka była naprawdę szczęśliwa z mężczyzną, który stał teraz naprzeciwko. Podeszła do niego i pogładziła po policzku matczynym gestem mówiąc tylko:
- Dziękuję. I przepraszam za wszystko. Cieszę się, że to ciebie kochała moja córka. Zasługiwałeś na nią.
Odeszła, jednak od tego dnia bywała często w ich domu. Przynosiła ze sobą zapach domowych ciasteczek, bajkowe opowieści i babciną czułość, której nawet najlepsza przyjaciółka nie potrafiłaby im zapewnić.
Powoli wychodzimy z gęstego mroku.
Wczoraj pojawiło się spotkanie drugie na kilka-spotkań - zapraszam.
Grzesiu mnie nie lubi :( Nie możemy się dogadać... Dobrze, że Zbyszek współpracował i pozwolił mi skończyć spotkania, więc mogę skupić się opornym Grzegorzu ;)
Trochę się bałam, że On zwiąże się z przyjaciółką, dobrze, że tak się nie stało. A Grzesiu ma Cię polubić!
OdpowiedzUsuńJemu to powiedz! Ma focha z przytupem... W sumie trochę się temu nie dziwię, bo wpycham biedaka w dziwną sytuację :)
UsuńDobrze, że wychodzą na prostą. I cieszę się, że mimo wszystko On dogadał się z babcią małego. I że ona w końcu zrozumiała, jaki On jest naprawdę. Że dotarło do niej, dlaczego Ona Go kochała.
OdpowiedzUsuńGrzegorz, jak możesz? Postaraj się dogadać i już!
Pozdrawiam,
VE.
Pewnie, że dobrze. Babcia jest ważna dla wnuka.
Usuńpozdrawiam
Oporny Grzegorz? Niemożliwe! :))
OdpowiedzUsuńCUDO!
Możliwe, możliwe... Mam dowody ;)
UsuńDziękuję
Ja tez się bałam, ze On będzie z przyjaciółką. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co tu się może dalej wydarzyć...
OdpowiedzUsuńNajlepsze przyjaciółki nie zajmują swojego miejsca. Nie mogłam jej tego zrobić. Co się wydarzy? Moje dwa ulubione rozdziały na początek, a później już z górki i prosto do końca ;)
UsuńDobrze, że babcia w końcu przełamała lody w stosunku do Grześka. Bohaterka musi zaakceptować to, że Grzesiek sobie musi ułożyć życie. Każdy potrzebuje czułości i tej bliskiej osoby. Może kolejna partnerka nie będzie tym czym była dla Grześka ona, ale ma prawo być szczęśliwym. Wiesz ja uważam, że czas wcale nie leczy ran tylko przyzwyczaja nas do bólu...
OdpowiedzUsuńChyba nie zrozumiałaś. O Grzesiu będzie prawdopodobnie następne opowiadanie, w tym konkretnego bohatera nie ma i nie będzie.
UsuńJakoś sobie musiałam go nazwać i wcześniej nazwałam go sobie Grześkiem bo mi pasował do mojego znajomego który ma tak na imię i bardzo wcześnie stracił żonę zostając z dwójką dzieci. Dlatego użyłam tutaj imienia :) Zbieg okoliczności :D
UsuńRozumiem
UsuńOn powinien sobie kogoś znaleźć, ułożyć życie, a ona powinna się z tego cieszyć.
OdpowiedzUsuń